unukalhai unukalhai
1333
BLOG

Dwugłos o decyzji dowódcy Armii Krajowej

unukalhai unukalhai Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Notka niniejsza stanowi zakończenie cyklu archiwalnych tekstów  omawiających zagadnienie wydania rozkazu do Powstania Warszawskiego.
Cykl ten rozpoczęło zamieszczenie  nieautoryzowanego wywiadu  przeprowadzonego  w 1965 r. w Londynie przez Jana M. Ciechanowskiego z dowódcą AK, gen. Tadeuszem Borem-Komorowskim. Generał zmarł niespełna rok później i z powodu ciężkiej choroby nie był w stanie autoryzować udzielonych odpowiedzi. Ze względu na to, że w zasadzie tezy w wywiadzie pokrywają się z treściami zawartymi w publikacji T. Bora-Komorowskiego pt.: „Armia Podziemna”, wydanej pierwszy raz w 1951 r. w londyńskim wydawnictwie Veritas Foundation Press (ukazało się również kilka wydań krajowych ww. publikacji, ostatnio bodajże nakładem „Bellony”).

Z tego względu, a także żeby zrównoważyć zarzuty stale podnoszone wobec krajowych dowódców AK, Jan M. Ciechanowski zdecydował się na opublikowanie treści wywiadu w jednym z  wrześniowych numerów tygodnika „Wiadomości” wydawanego w Londynie.   Wywiad ten zamieściłem  w notce pt.: „Dowódca AK o Powstaniu ‘44” (02.08.2015 r.).

Do treści zawartych w ww. wywiadzie odniósł się pełnomocnik (i sekretarz do zadań specjalnych) ówczesnego naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych, którym po śmierci gen. Wł. Sikorskiego został gen. Kazimierz Sosnkowski, mianowany przez prezydenta II RP na uchodźctwie Władysława Raczkiewicza, zmarły w 1985 r. w Kanadzie Witold Babiński. Odpowiedź swoją zamieścił w  numerze „Wiadomości” z przełomu marca i kwietnia 1972 r. (nr 1356/1357, numer podwójny). Ze względu na fakt, iż p. Witold Babiński reprezentował określoną opcję w rozsadzanym konfliktami środowisku uznałem za celowe zamieszczenie także publikacji Andrzeja Pomiana, która jest recenzją wspomnianej książki gen. T. Bora-Komorowskiego. Z kolei recenzja A. Pomiana została zamieszczona  w nr 1161/1162 „Wiadomości” z 30 czerwca – 7 lipca 1968 r. pt.: „Armia Podziemna”.

Recenzją, moim zdaniem, zawierającą znacznie bardziej wyważone oceny działań gen. T. Bora Komorowskiego. Dlatego zdecydowałem się skontrapunktować wzmiankowaną recenzją punkt widzenia przedstawiony przez  p. Witolda Babińskiego.

Takie jest zbójeckie prawo gospodarza bloga.

Dla zrozumienia uwarunkowań bardzo niekomfortowej sytuacji polskich władz na emigracji wspomnę jedynie, że gen. Wł. Sikorski zwalczał wcześniej gen. K. Sosnkowskiego. Po nominacji gen. K. Sosnkowskiego bojkotowali go  z kolei przedstawiciele gabinetu brytyjskiego, a jawnie sabotował  premier rządy emigracyjnego St. Mikołajczyk, de facto kontrując wszelkie działania i inicjatywy naczelnego wodza. Gdy dodam, że część polityków emigracyjnych związanych wcześniej z gen. Wł. Sikorskim również odmawiała współpracy z gen. K. Sosnkowskim, wówczas pozwoli to lepiej zrozumieć, ze kierownictwo AK w Kraju było zdezorientowane sprzecznymi sygnałami docierającymi  z Londynu. Nie mogło mieć pewności czyje decyzje są wiążące, gdyż emisariusze rządu londyńskiego docierający do kraju byli uwikłani również w ww. intrygi.

Historii nie cofniemy, ani nie jesteśmy w stanie „wejść w skórę” ludzi z odległych czasów. A zwłaszcza twierdzić, iż  powinni podejmować lepsze decyzje w tamtych realiach i uwarunkowa-niach, których byli świadomi i  które, jak  zakładali,  mają szanse spełnienia. Ale przede wszystkim ludzie pokolenia „Kolumbów” mieli inną hierarchię wartości, która tak łatwo dzisiaj podważać, znając bezpośrednie skutki Powstania Warszawskiego. Ale oni podejmując  takie a nie inne decyzje,  skutków tych przecież znać nie mogli . Dlatego jestem zdania, że  dzisiejsze sabaty  koncentrujące się  na osądzaniu  dowódców Polski Podziemnej, zarzucanie im niekompetencji i braku zdolności  myślenia w kategoriach przyszłości państwa i społeczeństwa,  są  de facto powielaniem  oszczerstw i kalumnii, jakie zainstalowani w Polsce kominternowscy najemnicy Kremla kierowali pod adresem dowódców Polski Podziemnej i Komendy Głównej AK  przez całe dziesięciolecia powojnia, aby zadeptać pamięć bohaterów czasów okupacji i unieważnić ich działanie.  Przeszkadzał etos bohaterskiego zrywu powstańczego i pamięć o nim, gdyż mówienie prawdy Polsce czasów okupacji  wywoływało furię nienawiści u jurgieltników, u zdrajców i u oprawców, czyli kierowniczej kadry reżimu komunistycznego.

Moim zdaniem,  główny ciężar odpowiedzialności za tragiczne skutki  Powstania Warszawskiego i los Warszawy ponosi rząd polski na emigracji w Londynie, przeżerany intrygami  i zajęty głównie  rywalizacją we własnym gronie, czyli  niszczeniem przeciwników politycznych, także przy poparciu wątpliwych sojuszników sprawy polskiej,  jak też niewątpliwych jej wrogów. Nie jest wykluczone, że największe znaczenie miały próby wprowadzania w błąd polskiego sojusznika ze strony „alianta” brytyjskiego, zarówno co do planów i intencji aliantów zachodnich wobec polskiego powstania,  jak też planów i intencji Stalina, z którym zresztą gabinet brytyjski współpracował znacznie bardziej ściślej niż z polskim rządem emigracyjnym w Londynie. Kwestie  te zostały kompetentnie opisane w wielu publikacjach i zainteresowani mogą do nich bez kłopotu dotrzeć.

Informacja porządkująca: oznaczyłem rzymska jedynką odpowiedź W. Babińskiego, a rzymską dwójką recenzję A. Pomiana.
………………………………………………………….

I.

„W nr 1330 "Wiadomości" p.t. "Gdy ważyły się losy stolicy" ukazała się  „Notatka z rozmowy z gen. Tadeuszem Borem-Komorowskim, odbytej w maju 1965 w Londynie przez Jana M. Ciechanowskiego w obecności prof. J. K. Zawodnego".

Dyskusja z osobą nieżyjącą jest zwykle rzeczą kłopotliwą i niewdzięczną. W tym wypadku jednak mamy do czynienia z wywiadem nie autoryzowanym. Gen. Komorowski zmarł wkrótce po przeprowadzeniu rozmowy, nie miał więc już możności skorygowania tekstu przed oddaniem go do druku i sprostowania zdań. które mogły być inaczej przez rozmówców rozumiane. Wiele zaś twierdzeń, zawartych w rozmowie, prosi się o sprostowanie.

Zatrzymam się na tematach najistotniejszych.

1.Twierdzenie, jakoby powstanie warszawskie mieściło się w ramach "Burzy", nie da się niczym uzasadnić. Warszawa bowiem była z planu ..Burzy" wyłączona (patrz ..Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej", tom III, str. 65), operacyjna zaś treść "Burzy", ustalona między Londynem a Warszawą, polegała na wzmożonych działaniach dywersyjno- sabotażowych ze szczególnym uwzględnieniem komunikacji niemieckiej oraz walki z oddziałami tylnych straży niemieckich.

 A więc w rejonie Warszawy - gdyby zastosowano "Burzę", mimo że  Burza" Warszawy
nie obejmowała - należałoby uderzyć na ostatnie oddziały niemieckie, opuszczające np. Wolę. Natomiast przedwczesny zryw Warszawy:

a) był wykonaniem akcji według planu powstania, "fragmentem z planu powstania powszechnego" wedle dokumentów Armii Krajowej,
b) był poprzedzony 21 lipca 1944 zarządzonym przez dowódcę AK  "stanem czujności do powstania" dotyczącym nie tylko Warszawy, ale i okręgów,
c) miał charakter powszechny. skoro Dowódca AK 14 sierpnia wydaje rozkaz, aby oddziały AK śpieszyły na pomoc walczącej Warszawie.

Termin "powstanie" używany był w wymianie depesz między Warszawą a Londynem. Do państw zagranicznych zwracano się o pomoc powstaniu. Ze Stalinem rozmawiał Mikołajczyk o powstaniu.

W pewnym punkcie rozmowy generał Bór wspomniał o częstym pomieszaniu pojęć „powstania" z „powstaniem powszechnym". Mylą się ci, którzy twierdzą że ..powstanie powszechne" ,następuje tylko gdy walka jest podjęta jednocześnie na obszarze Rzeczypospolitej. Otóż plan powstania, opracowany przez dowódcę  AK w r. 1942, mówił o "jednoczesności" jedynie jako o metodzie taktycznej, ułatwiającej zaskoczenie, i to w odniesieniu nie do "terenu Rzeczypospolitej", lecz do terenów t.zw. ..bazy powstańczej". Ale już w dokumencie z 28 lutego 1943 jednoczesność działań nawet w tym ograniczonym zakresie została poniechana na rzecz zasady o przeprowadzeniu powstania kolejnymi strefami.

A więc nie jednoczesność określa pojęcie powstania. Decydujące są cechy polityczno-strategiczne. Powstanie w stolicy, w siedzibie władz central'l1ych jest powszechnym w sensie polityczno-wojskowym. Rozkaz zaś z 14 sierpnia, nakazujący okręgom AK marsz wszystkimi posiadanymi siłami na pomoc Warszawie., upowszechnił powstanie .nawet w sensie taktycznym.

Dla Lwowa czy Wilna "Burza" była przewidziana, dla Warszawy nie. Dlaczego?! Wyjaśniam to w punkcie następnym.

2. Generał Bór "miał być przekonany że działa w myśl instrukcji naczelnego wodza", a w szczególności instrukcji z 7 lipca. Cóż mówi ta instrukcja?

1) że na obszar Polski spływać może w najbliższym czasie około 100 dywizji niemieckich, które będą zapewne bronić uparcie dostępu do Niemiec przed napierającą Armią Czerwoną;
2) że stanowisko Sowietów w stosunku do Polski uległo dalszemu zaostrzeniu przez stwarzanie faktów dokonanych.

Wobec powyższych warunków wojskowo-politycznych powstanie zbrojne nie byłoby usprawiedliwione, nic nie mówiąc już o braku fizycznych szans powodzenia.

A więc naczelny wódz rozkazuje: „wykonujcie Waszą instrukcję 1300-III z 20 listopada 1943 przez stopniowe uruchomienie 'Burzy' ". Wreszcie zastrzega się, aby akcji "Burzy" nawet nie nadawać miana "akcji powstańczej", aby nie pociągać ludności do "źle obliczonego zrywu powszechnego i nie wprowadzać w błąd niższych dowódców terenowych".

Konia z rzędem temu kto w powyższych instrukcjach widzi zachętę do powstania, a nie zakaz wykraczania poza ramy "Burzy". Ale instrukcja z 7 lipca wspomina także że gdyby przez szczęśliwy zbieg okoliczności w ostatnich chwilach odwrotu niemieckiego a przed wkroczeniem oddziałów czerwonych powstały szanse przejściowego i krótkotrwałego opanowania Wilna. Lwowa czy innego większego centrum lub niewielkiego choćby obszaru - należy to uczynić. Ta instrukcja nie była nowa: powtarza się ona kilkakrotnie, począwszy od dyrektyw przesyłanych gen. Roweckiemu przez gen. Sikorskiego. Chodzi tu, rzecz prosta, o nasze prawa gospodarzy na Kresach.

Analogii z Warszawą nie ma. Polskości Warszawy nikt nie kwestionował: ani wrogowie, ani sprzymierzeńcy. Warszawa była centrum wszystkich władz podziemia. Wybuch w stolicy podrywał cały Kraj do walki. Ale prócz instrukcji z 7 lipca generał Bór był wtedy także w posiadaniu uzupełniającej instrukcji z 11 lipca. Jest to wnikliwa ocena położenia ogólnego: nieustająca propaganda sowiecka, mająca na celu osłabienie naszej odporności wewnętrznej i zniechęcenie do nas angielskiej opinii publicznej i skłonienie nas do przyjęcia warunków Stalina. Oszczercza kampania prasowa. Groźne dla nas akcenty w mowie Churchilla 23 maja. Niebezpieczeństwo przyjęcia przez nas „linii demarkacyjnej". Wyniki rozmów Mikołajczyka w Ameryce: zaproszenie naszego premiera przez Roosevelta należy rozumieć jako element propagandy wyborczej, a nie polityki zagranicznej. Nowe fakty dokonane ze strony Sowietów:

Dekret o nadawaniu obywatelstwa polskiego. Deklaracje Berlinga i Związku Patriotów
w Moskwie. Oto elementy, które są przedmiotem analizy naszego położenia międzynarodowego. Celem najbliższym Sowietów jest wyeliminowanie z naszego aparatu państwowego elementów, które Sowiety uważają za niewygodne, wprowadzenie komunistów i wymuszenie naszej zgody na warunki Stalina. Trzeba się także liczyć z tym, że większość żądań sowieckich będzie poparta przez znaczną część opinii angielskiej, a niektóre z nich - także przez czynniki urzędowe.

Tak więc depesza z 11 lipca dawała tło polityczne dla instrukcji z 7 lipca. Poprzednie instrukcje naczelnego wodza, począwszy od instrukcji wspólnej rządu i naczelnego wodza z 27 października 1943 konsekwentnie ostrzegają przed nieprzemyślanym wybuchem zarówno ze względów politycznych jak i wojskowych, a więc depesze datowane:

8 listopada 1943, 2 grudnia 1943, 4 stycznia 1944, 13 stycznia 1944, 13 lutego 1944, 2 marca 1944, 7 kwietnia 1944, 19 kwietnia 1944. Depesz z 25 lipca i 28 lipca nie miał jeszcze gen. Bór w swoim posiadaniu, gdy powziął decyzję powstania. Ale może ja nie potrafię zrozumieć przytoczonych tekstów?

Więc oddajmy głos innym, bardziej kompetentnym. Oto generał Anders reaguje w depeszy do naczelnego wodza (nr 6421 z 11 sierpnia 1944), jak następuje:

„Przeżywamy całym sercem smutną tragedię Stolicy. Nie mając dość słów uznania dla bohaterskich ukochanych naszych braci, nie możemy jednak zrozumieć, kto i w jakim celu mimo wyraźnego zakazu Pana Generała wpłynął na tak tragiczną decyzję dowódcy Armii Krajowej".

Albo jeszcze mocniej w depeszy 6779 z 23 sierpnia:
 „Żołnierz nie rozumie celowości powstania w Warszawie. Nikt nie miał u nas złudzenia, żeby bolszewicy pomimo ciągłych zapowiedzi pomogli stolicy. W warunkach tych stolica mimo bezprzykładnych w historii bohaterstw z góry jest skazana na zagładę...".

A więc jednak gen. Anders rozumiał wtedy instrukcję z 7 lipca zgodnie z jej treścią?

Ale dla niektórych to wszystko nic nie znaczy. Chcieliby formalnego zakazu powstania ze strony naczelnego wodza. Musiałby on być skonstruowany mniej więcej w sposób następujący: Mimo że rząd, do którego, zgodnie z porządkiem prawnym i instrukcją wspólną z 27 października 1943, należy decyzja wszczęcia powstania, zachęca was do tego i w swojej depeszy z 26 lipca przelewa na delegata rządu decyzję w sprawie powstania - ja jako naczelny wódz Sił Zbrojnych, obejmujących Armię Krajową - zakazuję wam wszczęcia powstania. To byłby "wyraźny zakaz".

Na pytanie, czy gdyby otrzymał od naczelnego wodza zakaz powstania - generał Bór odpowiada: rozkaz byłby wykonany. To twierdzenie jest w sprzeczności z wypowiedziami czołowych przedstawicieli władz Podziemia w ankiecie "Na Antenie" (1 sierpnia 1965). Z ówczesnych wypowiedzi wynikało że parcie dołów i chęć porachowania się z Niemcami były tak silne, iż góra powstrzymać ich nie mogła.

Jedyną możliwość wstrzymania wybuchu widziano ewentualnie w łącznym apelu do Kraju: prezydenta, premiera i naczelnego wodza. A to w ówczesnych warunkach nie było możliwe.

3. Z najwyższym zdumieniem czytam że sprawy związane z podróżą premiera do Moskwy „w ogóle nie wchodziły w grę". Depesza rządu z 26 lipca, przelewająca na delegata uprawnienia w sprawie powstania była „nie dla nas, lecz dla delegata rządu, my przyjęliśmy ją do wiadomości".

Wierzyć się po prostu nie chce, aby tak zasadnicze decyzje najwyższych władz Rzeczypospolitej mogły bądź nie wchodzić w rachubę, bądź były dla delegata, a nie dla komendanta Armii Krajowej.

Generał Bór zaznaczył że pytał oficerów sztabu o opinię. a później zdecydował: „Dowódca, gdy decyduje,  jest zawsze sam".

4. Stanowisko delegata rządu powinno było odgrywać role decydującą. gdyż uruchomienie powstania należało do uprawnień rządu. Jednak zasadnicza decyzja Sztabu AK zapadła 21 lipca bez udziału delegata. Generał Bór mówi że z delegatem widział się „na drugi lub trzeci dzień" po 21 lipca.

Wynikałoby z tego że „stan gotowości do powstania" z dniem 25 lipca (nie tylko dla Warszawy, ale i dla okręgów) był raczej aprobowany przez delegata rządu ex post. Od 26 lipca na delegata przelał rząd swoje uprawnienia w sprawie powstania. Z wypowiedzi generała Bora wynika że wprawdzie delegat "ustosunkował się przychylnie, ale miał sporo pytań natury politycznej". Miał wątpliwości, jak Zachód ustosunkuje się do powstania. Delegat nie był zwolennikiem polityki Mikołajczyka, zwłaszcza jeśli chodziło o ziemie wschodnie. Delegat miał wyrazić aprobatę dla decyzji 21 lipca, ale wyrażał zastrzeżenia co do wyboru czasu. Z Komisją Główną Rady Jedności Narodowej rozmawiał generał Bór dopiero 31 lipca. Była to rozmowa „kurtuazyjna", to znaczy że stronnictwom nie chciano wszystkiego mówić. 31 lipca, gdy po rannym meldunku „Montera" przyśpieszono decyzję (nie czekając na odprawę o godz. 18-ej) - delegat został sprowadzony rikszą. Zażądano od niego "ostatecznej decyzji", której z widocznym wahaniem miał udzielić. Przedtem zadał parę pytań, z których jedno wskazuje, że trafniej oceniał położenie, niż sztab AK. Spytał mianowicie, co będzie, jeśli Rosjanie staną za Wisłą. Na to "Grzegorz" (szef Sztabu, gen. Tadeusz Pełczyński) odpowiedział: "Wtedy Niemcy nas wyrżną".

Prorocze to były słowa, choć wedle gen. Bora nikt wtedy w zatrzymanie się Sowietów nie wierzył, a walki w Warszawie obliczano na 3 do 7 dni. Prorocze te słowa nie całkowicie się sprawdziły, bo Niemcy wszystkich nie wyrżnęli. Wedle Pobóg-Malinowskiego (tom III, str. 747 - Bilans powstania) poległo i zginęło żołnierzy 18.000, rannych było 5.000, do niewoli dostało się 16.000, 3.500 wyszło z ludnością cywilną: straty ludności cywilnej ocenia Pobóg na 200.000. Jeśli część żołnierzy i ludności nie została pomordowana,  to zasługa - aczkolwiek pośrednia i nieumyślna - Sowietów. Sowiety bowiem odmawiały żołnierzom AK praw kombatantów, Wielka Brytania zaś i Stany Zjednoczone nie chciały wydać deklaracji w tej sprawie bez podpisu Sowietów. Gdy wreszcie po wielu staraniach udało się naszym władzom w Londynie przełamać opory i uzyskać deklarację aliantów o prawach kombatanckich, bez udziału Sowietów - Niemcy natychmiast ogłosiły swą zgodę na uznanie AK za kombatantów. Niemcy chcieli w ten sposób pogłębić rozdźwięk między Sowietami a Zachodem.

5. Jako jeden z głównych powodów powstania podaje generał Bór konieczność „klaryfikacji" stosunku Sowietów do Armii Krajowej. Nawet uznanie przez Sowiety "komitetu lubelskiego", o czym gen. Bór dowiedział się 23 lipca, uznano za "umocnienie argumentu że Rosja musi się wreszcie zdecydować". Jakby nie było dosyć doświadczeń: Wołyń, Wilno, Lwów. Jakby nikt nie czytał depesz naczelnego wodza, wyjaśniających co parę tygodni stosunek Sowietów do sprawy polskiej. Ale, powiada generał Bór, należało jeszcze sprawdzić, czy jest różnica w zachowaniu się Sowietów na zachód od Bugu, zwłaszcza w Lubelskiem, o czym jakoby nie wiedziano. Jednak meldunki gen. Bora o zachowaniu się Sowietów wobec AK mówią nie tylko o wypadkach na wschód od Bugu (począwszy od stycznia depesze gen. Bora wołają wielkim głosem o rozbrajaniu oddziałów AK i wcielaniu ich do Berlinga): depesza z 14 lipca mówi o akcji partyzantów w Lubelskiem: depesza 27 lipca z Lublina: „towarzysze nas rozbrajają". Depesza z 29 lipca: rozbrajanie i wcielanie do Berlinga w Lubelskiem; depesza z 29 lipca: Warszawa melduje że wedle wypowiedzi kierownika roboty sowieckiej AK ma być całkowicie zniszczona: depesza 30 lipca: aresztowania oficerów AK w Lubelskiem, wezwanie o pomoc Anglosasów.

Wybrałem tych kilka meldunków. Czyż trzeba było zastosować aż tak kosztowną metodę dla dalszej "klaryfikacji" stanowiska Sowietów?

6. Ciągłe wzywanie do powstania przez środki propagandy sowieckiej utwierdzały w przekonaniu, że Warszawa będzie w najbliższych dniach zdobyta przez armię czerwoną. Wbrew szczegółowym ocenom sytuacji wojskowej  nadsyłanym co parę tygodni przez Sztab Naczelnego Wodza, a które prowadziły do konkluzji że za- łamania się Niemiec na razie jeszcze spodziewać się nie należy - na decyzjach owych krytycznych dni zaważyły meldunki "Montera" o tym że Radość, Okuniew i t.d. są zajęte przez Sowiety, że czołgi sowieckie przełamywały obronę przyczółka i ostrzeliwują skrajne ulice Pragi. Był to "wywiad dowódcy na bezpośrednim przedpolu walki". Wynikało stąd, że należy się spieszyć, bo może być za późno na powstanie.

Otóż, wedle wypowiedzi gen. Bora w omawianej rozmowie, meldunek ten nie był sprawdzony przez Oddział II Komendy Głównej. Również  gdy po wydaniu ostatecznej decyzji "Kuczaba" (płk Pluta- Czachowski) zameldował iż rozpoczęło się niemieckie przeciwnatarcie od Modlina, generał Bór odpowiedział: "Już za późno. Rozkaz został wydany. Zmieniać nie będę". Liczono na wielką przewagę armii czerwonej. Wiadomości „Kuczaby" nie były sprawdzone przez wywiad. Mogły to być plotki. W ogóle w dniu 31 lipca wiadomości o nieprzyjacielu były, mówiąc delikatnie, skąpe. Generał Bór stwierdza, że nie wiedział o zgrupowaniu niemieckiej broni pancernej pod Warszawą. Wiedziano „tylko" o przybyciu dywizji Hermann Göring.

7. Celem powstania - wedle omawianej rozmowy z generałem Borem - miało być poruszenie sprawy polskiej na terenie międzynarodowym. Liczono na pomoc polityczną i wojskową aliantów. Rzekomo nie posiadano w Warszawie dostatecznych informacji o stanie naszej sprawy na Zachodzie. Szereg depesz naczelnego wodza tłumaczył że w warunkach, jakie powstały, myśl o powstaniu powinna być poniechana, gdyż politycznie nie przyniesie Polsce korzyści, wojskowo zaś nie ma szans powodzenia. Już w październiku naczelny wódz ostrzegał że prócz względów technicznych, alianci nie zechcą się angażować w pomoc powstaniu także ze względów politycznych.

Depesze z 8 listopada 1943 oraz 2 grudnia 1943 podają nowe ostrzeżenie że wsparcie powstania przez aliantów natrafia na trudności i że Kraj może być zdany na własne siły. 4 stycznia 1944 ostrzegał naczelny wódz przed próbami powstania, wywołanego bez broni. Również w styczniu 1944, naczelny wódz informował Kraj o panujących w krajach alianckich tendencjach do ustępstw w naszych sprawach terytorialnych. Depesza z 13 stycznia ostrzegała że czynniki angielskie są pod wpływem posunięć sowieckich w stosunku do Armii Krajowej. Depesza z 2 marca mówi: czy można w ogóle myśleć o powstaniu, jeśli "wedle formuły angielskiej, porozumienie polityczne z Sowietami miałoby być dokonane kosztem nowego rozbioru Polski wzdłuż linii Curzona". W depeszy z 19 kwietnia 1944 podano, że alianci nie reagują na gwałty sowieckie, a prasa angielska namawia nas stale na ustępstwa terytorialne. Rozkaz dla AK z 7 lipca 1944 mówił że polityka angielska oraz prasa zajmują stanowisko filosowieckie i oddają Lwów i Wilno Sowietom. Jeszcze w depeszy 30 lipca naczelny wódz wzywał szefa sztabu, aby otwarcie i uczciwie powiedzieć dowódcy AK, że na wsparcie aliantów liczyć nie może.

Gdy przeglądam ten zestaw depesz i czytam że Komenda AK nie była dostatecznie poinformo-wana, zaczynam przypuszczać że może tego cyklu depesz naczelnego wodza nikt w Warszawie nie czytał? Ale nie - bo jednak w tomie III wydawnictwa „Polskie Siły Zbrojne" - Armia Krajowa - na str. 661 umieszczono:

"Dowództwo AK zdawało sobie sprawę że lotnictwo zachodnie mogłoby wesprzeć walkę naszą nad Wisłą dopiero po osiągnięciu linii Renu. Naczelny Wódz powiadomił dokładnie Dowództwo AK o warunkach ewentualnej pomocy alianckiej...".

8. Generał Okulicki był wobec generała Bora szczery i lojalny. Po przybyciu do Kraju nie meldował „nic nowego" poza tym, co było zawarte w instrukcjach naczelnego wodza. Co do sytuacji międzynarodowej Okulicki był „większym optymistą" niż generał Sosnkowski (trzeba mieć dużo dobrej woli, aby nazwać generała Sosnkowskiego choćby mniejszym optymistą - w świetle depesz, jakie wysyłał wtedy do Kraju). Okulicki „przejął się sytuacją Kraju", miał konferencje z ludowcami i aprobował ujawnianie się wobec wkraczających wojsk sowieckich, a więc przeciwstawił się zasadzie, którą generał Sosnkowski uważał za kluczową i najważniejszą i której bronił do końca, t.j., że ujawnianie bez zawartego uprzednio porozumienia politycznego doprowadzi do aktów rozpaczy i beznadziejnej walki na dwa fronty. Wreszcie - w lipcu 1944 Okulicki wypowiedział się za powstaniem. a nawet za jego przyśpieszeniem (w sztabie AK przeciwstawiał się powstaniu płk Bokszczanin i chyba płk Pluta-Czachowski).Był indywidualistą i miał "własną linię" postępowania. Sądzę że powyższa relacja gen. Bora rozwiać powinna wszelkie złośliwe legendy o jakichś tajnych misiach i t.p. plotki. Generała Okulickiego oddał naczelny wódz do dyspozycji dowódcy Armii Krajowej bez żadnych zastrzeżeń ani warunków. Odprawił go jak każdego oficera udającego się do Kraju) i zaznajomił z obowiązującymi instrukcjami, z sytuacją ogólną. Mnie zlecił wówczas skontaktowanie Okulickiego z przedstawicielami stronnictw oraz udostepnienie materiałów, dotyczących tragicznego trójkąta: Anglia - Sowiety - Polska.

Było to w okresie, gdy Niemcy byli jeszcze na Krymie, a walki toczyły się nad Dnieprem. Jakakolwiek myśl o powstaniu wydawała się wtedy zagadnieniem bardzo odległym.

9. Generał Tatar, pseud. "Tabor", wysłany przez generała Bora do Londynu jako oficer doskonale wprowadzony w sprawy Armii Krajowej. Był to oficer wyjątkowo zdolny. Tylko - miał "odmienne stanowisko w sprawie Rosji". To znaczy był za porozumieniem z Sowietami za wszelką cenę, godził się na oddanie ziem wschodnich. Sam dochodził do swych poglądów i trzymał się ich uparcie. W Kraju "mógł był przeszkadzać w wykonaniu planu AK". Więc posłano  go do Londynu, gdzie został "mianowany na wysokie stanowisko przez gen. Sosnkowskiego". Związał się politycznie z premierem Mikołajczykiem (naprawdę szedł znacznie dalej w ustępstwach dla Rosji). Przed odjazdem z Polski obiecał sam zameldować naczelnemu wodzowi o swych poglądach. Nadto 2 oficerów dostało polecenie zameldowania gen. Sosnkowskiemu o poglądach gen. Tatara.

Tyle relacja generała Bora. Wymaga ona komentarza i sprostowania. Oto zarówno naczelny wódz jak i dowódca Armii Krajowej doszli w swoim czasie do wniosku że wobec zbliżania się wojsk sowieckich do Polski, należy wzmocnić łączność naczelnego dowództwa w Londynie z Komendą AK w Warszawie. W ramach tego usprawnienia łączności mieściło się wysłanie ekipy: gen. Tatar, zastępca szefa sztabu AK do spraw operacyjnych; płk Hańcza komunikacja radiowa; por. Pomian, propaganda. Dobór ekipy został dokonany przez dowódcę AK.

Ekipa powyższa wylądowała w Londynie łącznie z pp. Ołtarzewskim (Stanisławem) - zastępcą delegata rządu na Kraj, min. Berezowskim (Zygmuntem; w latach 1944-1949 minister spraw wewnętrznych w emigracyjnym rządzie polskim - przypis mój) - wybitnym przedstawicielem Stronnictwa Narodowego.

Zgodnie z założeniami całej sprawy było zrozumiałe i oczywiste, że członkowie tej ekipy zajmą odpowiednie stanowiska w Siłach Zbrojnych.

Dlatego gen. Tatar, zastępca szefa sztabu AK do spraw operacji, został wyznaczony
w Londynie na zastępcę szefa sztabu z podporządkowaniem mu Oddziału VI i spraw krajowych.

O nastawieniu politycznym gen. Tatara nie poinformowali naczelnego wodza ani dowódca AK,  ani tych dwóch oficerów, których nazwisk generał Bór nie podaje, ani tym bardziej - sam gen. Tatar. Przeciwnie, ukrył się ze swymi poglądami i stał się wtyczką premiera w Sztabie Naczelnego Wodza.

O powodach wysłania gen. Tabora do Londynu dowiedział się gen. Sosnkowski już po wojnie ze zdumiewającego ustępu w III tomie „Polskich Sił Zbrojnych w drugiej wojnie światowej" (str. 550-551), gdzie gen. Tabor łącznie z ppłk. KIrchmayerem zaliczeni zostali do "realistów", którzy starali się przystosować do nowej koniunktury w przewidywaniu zwycięstwa sowieckiego, podczas gdy cały zespół kierowniczy dowództwa AK myślał i żył raczej kategoriami pełni praw i stanu posiadania Rzeczypospolitej.

Po ukazaniu się powyższych informacji gen. Sosnkowski wystosował dwa pytania do generałów: Komorowskiego i Pełczyńskiego:

1) Dlaczego wybór dokonany przez dowódcę AK i szefa sztabu AK padł na osobę gen. Tatara,
skoro było z góry wiadome, że w Londynie otrzyma on wysokie funkcje związane z Krajem?

2) Dlaczego o dyskwalifikujących przemianach w myśleniu ideowym gen. Tatara nie został uprzedzony gen. Sosnkowski, ani  przed wysłaniem ekipy łącznikowej, ani po wyznaczeniu gen. Tatara na kluczowe stanowisko w Sztabie?

Odpowiedzi były identyczne:

Gen. Tatara przed odlotem z Kraju obydwaj jego zwierzchnicy zobowiązali,  że po przybyciu do Londynu wyspowiada się ze swych poglądów przed naczelnym wodzem. Spowiedź taka nigdy nie nastąpiła.”

…………………………………………….

II.

 „Nowe wydanie wspomnień gen. Bora-Komorowskiego p.t. „Armia Podziemna" jest z kolei trzecie. Dwa pierwsze, identyczne w treści, ujrzały światło druku jeszcze w r. 1951. W ciągu szesnastu lat, które nas dzielą od tej daty, o czasach okupacji, Podziemia i Powstania Warszawskiego ukazało się moc cennego materiału dokumentacyjnego, który pozwoliłby na znaczące uzupełnienie zawartości książki i być może nawet na zrewidowanie niejednej zawartej w niej opinii. Przygotowując do druku na krótko przed śmiercią obecną edycję, gen. Bór-Komorowski nosił się z myślą uwzględnienia wyników najnowszych badań przede wszystkim w części drugiej, omawiającej Powstanie Warszawskie. Po namyśle z zamiaru tego zrezygnował. Nowe partie, które wprowadził, a które w sumie nie przekraczaj ą rozmiaru dwu stron tekstu, ograniczają się do krótkich wzmianek, potwierdzających poprzednie przypuszczenia. Autor nie zamieścił swoich własnych późniejszych dociekań, które doprowadziły do ścisłego określenia dat kolejnych decyzji wstępnych poprzedzających ostateczną decyzję powstania. Nie podał szczegółów rozważań podczas narad sztabowych w końcowej dekadzie lipca 1944. Postanowił zatrzymać w zasadzie bez zmiany dotychczasowy kształt książki. Nie jest ona pamiętnikiem. Gen. Bór uwzględnił pewne szczegóły z własnego prywatnego życia. Uczynił to jednak tylko po to, aby zarysować tło wielkiej sceny historycznej i ożywić obraz, który bez akcentów osobistych mógłby być zbyt suchy, nużący. Nie kusił się również o pisanie historii. Jak sam podniósł w przedmowie - jako uczestnik wydarzeń, które przedstawiał, nie mógł "się zdobyć na zupełną beznamiętność, która powinna cechować historyka". Wątpić zresztą należy, czy gdyby się na nią mógł zdobyć, sprostałby zadaniu. Choć jako dowódca Armii Krajowej wiedział zapewne więcej niż ktokolwiek inny z wyjątkiem kilku najbliższych współpracowników, o działalności Podziemia, nip ogarniał przecież wszystkiego.

Przebywając najpierw w Krakowie a następnie w Warszawie nie znał z własnych obserwacji wypadków na polskiej prowincji. Musiał na nie patrzeć oczami swoich podwładnych, których raporty w obliczu nieustannych trudności i nieuniknionych konfliktów wewnętrznych - nie zawsze były kompletne i całkiem bezstronne. Nie mógł również znać dostatecznie głęboko nurtów politycznych wielkich stolic i polskiego Londynu. Radiodepesze i relacje kurierów czy emisariuszy w oderwaniu od swego różnorodnego bogatego tła nie dawały należytego pojęcia o stanie sprawy polskiej na szerokim świecie.

Chcąc więc skreślić godną tej nazwy historię Podziemia gen.  Bór  musiałby przeprowadzić rozległe badania. Musiałby się stać historykiem,  którym nie był. Co więcej – mógłby nawet
w ten sposób obniżyć wartość swej książki. Mógłby wypaczyć  obraz,  który miał przekazać. Jego bowiem zasadniczym zadaniem było przedstawienie nie wszystkiego, ale tylko tego, co istotnie wiedział jako dowódca AK, gdy pobierał decyzje. Tę rzecz mógł dać tylko on. Historie może pisać wielu.

Jak się wywiązał ze swego zadania? W granicach ludzkiej  niedoskonałości - najlepiej jak
to było możliwe. Mówiąc o niedoskonałości, mam na myśli te właściwość ludzkiego umysłu, która  zaciera chronologię  faktów i umieszcza je na jednej płaszczyźnie czasu. Gen. Bór zaczął spisywać czy dyktować swe wspomnienia w r. 1945 wkrótce po przyjeździe z niewoli do Londynu. Pamięć niedawnych wydarzeń była w nim jeszcze bardzo świeża. Mimo woli nałożyły się jednak na nią wiadomości zasłyszane podczas samego powstania jak i ustalone w obozie jeńców w dyskusjach z gronem kilku dzielących jego los bliskich współpracowników. Mam np. wątpliwości czy obraz położenia na froncie rosyjsko-niemieckim pod Warszawą jaki gen. Bór podaje przy opisie decyzji powstania, odpowiada istotnie ówczesnemu stanowi jego wiedzy. Wydaje mi się, że tu i ówdzie wkradły się doń fakty później poznane. Tak więc gen. Bór pisze o odtworzeniu pod koniec lipca na odcinku od Zegrza do Puław 9-ej armii niemieckiej. Tymczasem z wielu raportów można wnioskować że Komenda Główna AK dowiedziała się o tym dopiero podczas powstania. Poprzednio sądziła, że obrona Warszawy przed armią czerwoną należała do sił 2-ej armii niemieckiej, co ma duże znaczenie jeśli chodzi o ocenę stosunku sił rosyjskich i niemieckich na przedpolu stolicy.

Podnoszę to tylko dlatego, aby podkreślić że książki gen. Bora nie należy uważać za Biblię Podziemia. Należy stosować do niej normalny krytycyzm historyczny. Zazwyczaj jednak można na niej całkowicie polegać. Autor nie próbował niczego przeinaczać. Niczego nie ukrywał. Nie popadał w ton apologii. Nie uchylał się od odpowiedzialności. Pisał prosto i szczerze. Dlatego w sumie dał dokument nieprzemijającej wartości. Z niego to późniejsze pokolenia będą mogły zaczerpnąć najbardziej wierny konterfekt intelektualny i moralny człowieka, który dowodził Armią Krajową w najtrudniejszym okresie jej działalności i związał na zawsze swe nazwisko z jednym z najważniejszych wydarzeń naszej historii, z Powstaniem Warszawskim.

Takiego konterfektu nie pozostawili po sobie ani Kościuszko, ani Dąbrowski, ani Chłopicki, ani Traugutt. Spośród przywódców naszych walk o odzyskanie czy utrzymanie niepodległości tylko Mierosławski i Piłsudski parali się poważnie piórem. Nawet bodaj i oni nie dali tak pełnego obrazu swej całej historycznej działalności jak gen. Komorowski.

W okresie jego pięcioletniej służby wojskowej podczas wojny - Powstanie Warszawskie było stosunkowo krótkim, dwumiesięcznym epizodem, ale był to epizod talk wielkiej wagi, że na nim spoczywa główna uwaga zarówno autora jak i czytelnika. Sam charakter powstania stanowi ciągle jeszcze przedmiot kontrowersji. Nie jest to spór wyłącznie teoretyczny. Od odpowiedzi zależy delikatna sprawa odpowiedzialności za jego podstawowe decyzje.

Gen. Bór nie pozostawia najmniejszej wątpliwości,  że uważa je nie za powstanie we właściwym ówczesnym wojskowym tego słowa znaczeniu, lecz za kontynuację planu Burzy, a więc kolejnych lokalnych uderzeń na Niemców w miarę przesuwania się frontu przez ziemie polskie. Oceniając je w ten sposób bierze główna odpowiedzialność na siebie. Załatwiwszy się jednak z tym aspektem sprawy powstania, podnosi ogólne znaczenie wystąpienia w stolicy. Dlatego to właśnie uzależnił swą decyzję od uprzedniej zgody delegata rządu na Kraj - Jana Stanisława Jankowskiego. Dlatego zasięgał zawczasu opinii parlamentu podziemnego - Rady Jedności Narodowej.

Dlatego postarał się o to, aby pod pierwszą odezwą powstańczą znalazł się obok jego podpisu i podpisu Jankowskiego - także i podpis przewodniczącego Rady  Kazimierza Pużaka. Miał całkowicie rację. Niezależnie bowiem od swego lokalnego charakteru operacyjnego, pod względem historycznym Powstanie Warszawskie było ukoronowaniem całej walki całego narodu polskiego  o wolność i niepodległość. Bez niego kilkuletni krwawy nasz wysiłek musiałby pozostać na zawsze pozostać czymś  połowicznym i niedokończonym. Dopiero wystawienie Warszawy, jako przedstawicielki całej Polski, nadało mu pełny sens.

Na tym polega znaczenie powstania. Dla starszego pokolenia polskiego jest ono nadal wspomnieniem pełnym tragizmu, grozy i wielkości. Dla młodszego i najmłodszego niedawną przeszłością, której echa ciągle jeszcze rozbrzmiewają nad Warszawą i nad Polską. Kto chce je zrozumieć, a zrozumieć je trzeba, nie może się obejść bez książki człowieka, który powziął decyzję -  gen. Bora.”

………………………………………………….

 



 

unukalhai
O mnie unukalhai

Na ogół bawię się z losem w chowanego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura